Cała zaś prawda polega na tym, s:e twórca w swym dziele dąży wprawdzie do niezależności i chciałby być wolny nieograniczenie (na co zwracają uwagę Dzienniki poufne), ale że – powinien być czymś związany; że „o coś wielkiego musi mu chodzić”, o coś, co nie jest nim samym (to właśnie mówi Oda do młodości). Nie chcę odraczać odpowiedzi prawidłowej i wyjawię, że tym czymś, co wiąże i powinno wiązać twórcę, tym, co pomniejsza człowieka, lecz tym samym powiększa jego dzieło, są wyznawane przez niego – albo lepiej: zinternałizowane – wartości. Trzeba zatem zapytać, czym są wartości i na czym polega wartościowanie.Mickiewiczowski „płaz w skorupie” to istnienie, które jest zarazem swym punktem wyjścia, swoim narzędziem i samo sobie celem; które jest mówiąc inaczej – swym własnym horyzontem. „Echet Chufu”, „horyzont Cheopsa” – tak starożytni Egipcjanie nazywali jego piramidę: gigantyczną imprezę, która pochłonęła kilkadziesiąt tysięcy istnień, a wątpliwe, czy temu jednemu zapewniła życie zagrobowe, I już nawet nie idzie mi o zasadność wiary Egipcjan, ale o fakt, że ciało pochowane tak bogato i tak widocznie ulegało zazwyczaj zniszczeniu przy okazji rabunków i zgodnie z ich wierzeniami „przestawało żyć”.