Ktoś przytłoczony oczywistością sądu bliźnich i zgłaszanych pod własnym adresem roszczeń, przytłoczony mądrością i głębią zastanej wiary lub wiedzy (które przeto wydają się ostateczne), przytłoczony wspaniałością dotychczasowego kulturowego dorobku (który przeto wydaje się nieprzekraczalny)… przytłoczony tym wszystkim, a więc tym zniewolony, twórcą nie jest. Z tych czy innych przyczyn człowiek taki rezygnuje z wewnętrznej wolności, jego działania powielają dokonania cudze i w mniej lub bardziej umiejętny sposob tylko pozorują twórczość. Żaden wybieg pojęciowy nie podważy przyjętej tu definicji. Tym, co znamionuje twórcę, jest pewna nowość bezwzględna, odwaga tworzenia rzeczy i wygłaszania sądów dot/chczas niebyłych – a stać na nie jedynie tych, którzy uniezależnili się oc rzeczy i sądów zastanych. Którzy, wobec zawsze potężnych nacisków zewnętrznych, umieli się zdobyć na wewnętrzną wolność.